Cel wyjazdu był jeden - zdobyć 400km! Plany były różne, ostatecznie zwyciężyła wersja Mazury, bo ile razy można jeździć nad morze? ;) Wyjechaliśmy w piątek o 18.00. Wcześniej byłem jeszcze w pracy, więc byłem pewien obaw o moją dyspozycyjność w trakcie jazdy.
Pierwszym punktem na trasie był dla nas Toruń, do którego docieramy, bez większych przerw już po zmierzchu.
Całe miasto zostało opanowane przez Citroeny 2CV (tzw. "kaczki"), w związku z odbywającym się w ostatnich dniach międzynarodowym zlotem tych aut w Toruniu właśnie ;)
Nocą zrobiło się przeraźliwie zimno. Meteorolodzy co prawda zapowiadali taki ziąb, jednak nikt z nas nie spodziewał się, że w środku lata może być tak zimno. Nocna jazda to typowy nabijacz kilometrów. Widoki zerowe, co jakiś czas podjazdy. Przejeżdżaliśmy m.in. przez Golub Dobrzyń. Nad ranem zatrzymujemy się w Brodnicy na stacji paliw, celem ogrzania się i wypicia kawy, gdyż senność mocno dawała się we znaki. Było tak przyjemnie, że spędziliśmy tam godzinę.
Za Brodnicą zaczęło świtać, a naszym oczom wreszcie ukazał się malowniczy, polodowcowy krajobraz, pełen jednak upierdliwych, ciągnących się w nieskończoność drobnych podjazdów i nie zawsze dobrej nawierzchni. Kolejną przerwę zrobiliśmy już w województwie warmińsko-mazurskim, przed Działdowem.
Później Nidzica, gdzie już od rana zaspokajaliśmy głód obiadowym menu. Rynek w Nidzicy i próba ustawienia statywu w wykonaniu Pana Jurka.
Za Nidzicą zaczęła się jazda przez ogromne kompleksy leśne, a teren nadal był niesamowicie pofałdowany. Czegoś takiego się nie spodziewaliśmy. Przy 300km w nogach oraz coraz większej senności jazda lekką nie była. Miałem takie momenty, że ewidentnie czułem, że zasypiam w trakcie jazdy i miotało mną na boki. Właściwie to jedyną przeszkodą dla mnie podczas całego dystansu były właśnie niedobory snu. Innych dolegliwości raczej nie odczuwałem. Nauczka na przyszłość - nie wybierać się na taką trasę bezpośrednio po pracy.
Wątpliwej jakości drogami wojewódzkimi docieramy do Mrągowa.
Miasto bardzo urokliwe oraz fantastycznie usytuowane. Gdyby nie dystans i zmęczenie z pewnością spędzilibyśmy tutaj więcej czasu. Musieliśmy jednak jechać dalej.
Po 18.00 docieramy wreszcie na zaklepaną wcześniej miejscówkę noclegową nad Jeziorem Kisajno, obok Giżycka.
Jezioro Kisajno
Browarek się należy :-)
Cel osiągnięty z apetytem na więcej, choć w sobotę wcale tak nie myślałem ;)