Popołudniową porą wyruszyłem z Panem Jurkiem na objazd okolicznych miejscowości. Po ostatnich opadach, w teren lepiej się nie zapuszczać, więc prócz szutrowej ścieżki do Cielimowa reszta trasy przebiegała wyłącznie po drogach asfaltowych. Najpierw kółko przez Cielimowo, Żydowo, Goraniec, Pawłowo, Baranowo i Pierzyska. Następnie pętla po mieście z zahaczeniem o Biedronkę i myjkę.
Wcześnie rano pobudka i wyjazd na dworzec PKP do Kamieńca Ząbkowickiego.
Z Kamieńca przesiadka we Wrocławiu. Mamy trochę czasu, więc robimy krótką pętlę po mieście.
Pod koniec znowu zaczyna padać, na szczęście wsiadamy do pociągu. Następna przesiadka w Lesznie i Poznaniu. Od Mosiny niebo robi się granatowe, a od Poznania zaczyna porządnie lać. Po dotarciu do Gniezna nawałnica trwa w najlepsze, w dodatku rynny na dworcu nie wyrabiają i woda zaczyna wlewać się do środka, przez co dworzec zamienia się w basen. Miny podróżnych bezcenne :) Pół godziny czekania i gdy pada trochę mniej ruszam do domu. Ulice tak pozalewane, że nie widać gdzie jezdnia, a gdzie chodnik. Po drodze wjeżdżam w kałużę głęboką po kolana :)
Po wczorajszym nieudanym dniu dziś przyszedł czas na odrabianie strat. Prognozy były dużo bardziej obiecujące (choć nie wykluczające opadów), więc postanowiliśmy troszkę zaszaleć z podjazdami.
Na początek ruszamy do Złotego Stoku. Przejeżdżamy przez miasto i dalej wspinamy się DW 390 na Przełęcz Jaworową.
Z przełęczy zjeżdżamy do Lądka-Zdroju, po drodze mijając miejsce, gdzie zginął utalentowany polski kierowca rajdowy - Marian Bublewicz.
W oddali widać już Czarną Górę :)
Lądek-Zdrój i płynąca Biała Lądecka.
Ratusz na rynku.
Następnie szlakiem czerwonym jedziemy przez Kąty Bystrzyckie oraz Krowiarki.
Aż wyjeżdżamy na Przełęczy Puchaczówka.
No i asfaltowy podjazd do wieży RTV na Czarnej Górze. W jednym miejscu nachylenie jest naprawdę konkretne.
Od wieży szlak na szczyt w większości niepodjeżdżalny.
Na szczycie Czarnej Góry (1205 m n.p.m.).
Z wieży widokowej widok m.in. na Śnieżnik.
Na deser stromy, kamienisty zjazd w dół.
Tam byliśmy.
Tam jedziemy.
Docieramy do Schroniska PTTK na Hali pod Śnieżnikiem (1218 m n.p.m.). Ataku na szczyt nie było, gdyż pogoda zaczęła się psuć i wiał konkretny wiatr. Mimo to pobiłem swój rekord wysokości osiągniętej na rowerze :)
Do Stronia Śląskiego czeka na nas długi, kamienisto-szutrowo-asfaltowy zjazd przez Kletno. Po drodze daję trochę ochłonąć tarczom hamulców. Są gorące jak żelazko :)
W Stroniu Śląskim robimy przerwę na jakieś porządne jadło w barze. Mamy też okazję schronić się przed deszczem. Przed nami ostatni dziś szczyt - Góra Borówkowa. Wracamy się do Lądka-Zdroju, skąd przez Lutynię i Wrzosówkę wspinamy się na Górę Borówkową (900 m n.p.m.). Po drodze na zmianę słońce i deszcz.
Szlak od Wrzosówki na Górę Borówkową w kilku miejscach tak stromy, że nie da się wjechać. W końcu docieramy na szczyt.
Widoczki z porządnej wieży widokowej, po stronie czeskiej.
Z Borówkowej zjazd stromym, technicznym szlakiem czerwonym. Udało się prawie całość przejechać bez zsiadania z roweru, ale kilka razy było blisko OTB :D
Wyjeżdżamy w Bilej Vodzie.
Przez Błotnicę dojeżdżamy do miejsca noclegowego, po drodze zahaczając raz jeszcze o Zbiornik Topola.
Dzisiejszy dzień przywitał nas kiepską, deszczową pogodą. Dopiero w południe pogoda poprawiła się na tyle, że możliwy był wyjazd rowerem. Początkowo mieliśmy w planach zrobić asfaltową pętlę przez Javornik, Przełęcz Lądecką do Lądka Zdroju, po czym przez Złoty Stok wrócić do kwatery. Najpierw ruszamy nad retencyjne zbiorniki Topola i Kozielno na Nysie Kłodzkiej.
Między zbiornikami znajduje się elektrownia wodna o mocy 1,5 MW.
Następnie przez Błotnicę, Kamienicę i Gościce jedziemy w stronę Czech.
Wjeżdżamy do miejscowości Horní Hoštice.
I czeskimi, całkiem niezłymi asfaltami ruszamy w stronę Javornika. Po drodze zaczyna niestety padać deszcz.
Przed Javornikiem.
Widok na zamek Jánský Vrch w Javorniku.
Z Jawornika wspinamy się w kierunku Travny i Przełęczy Lądeckiej. Po drodze zaczyna padać tak mocno, że dalsza jazda powoli przestaje mieć sens. Zatrzymujemy się na czeskim przystanku - zastavce, gdzie spędzamy przeszło 2 godziny czekając chyba na jakiś cud. Pogoda się zbytnio nie polepszyła, więc decydujemy się wrócić podobną trasą, w deszczu oczywiście.
Od dawna marzyłem o wyjeździe rowerem w nasze góry. Końcem maja terminy pasowały, dzięki czemu mogłem dołączyć do 4-dniowej wycieczki w Sudety Wschodnie obmyślonej przez Sebastiana.
Wcześnie rano pobudka i dojazd na dworzec kolejowy. Z przesiadkami w Poznaniu i Wrocławiu wysiadamy na stacji w Kamieńcu Ząbkowickim. Nie obyło się bez przygód, gdyż po drodze awarii uległa lokomotywa, przez co podróż wydłużyła się o ponad 2 godziny. Z Kamieńca dojeżdżamy kilka kilometrów do miejsca noclegowego, po czym szybko przygotowujemy się do jazdy i ruszamy.
Widok na góry Bardzkie.
Na początek podjazd na Bardzką Górę. Na punkcie widokowym roztacza się ładny widok na Bardo oraz przełom Nysy Kłodzkiej.
Most nad Nysą Kłodzką w Bardzie.
Następnie szlakiem przez Rezerwat Cisowa Góra podążamy w kierunku Srebrnej Góry, po drodze przejeżdżając przez szczyty lub ich okolice: Buczek (552m), Wilczak (637m), Stróża (636m), Łysa Góra (598m). Niektóre zjazdy i podjazdy są tak strome, że kaseta 11-30 nie wystarcza :)
Widok z Wilczaka.
Po drodze nie brakowało także błotnistych przepraw :)
Na przełęczy Srebrnej.
Most nad nieistniejącą już Koleją Sowiogórską obok przełęczy Srebrnej.
Swojski widok :)
Na zjeździe ze Srebrnej Góry osiągam max prędkość 67,15 km/h.
Góry Bardzkie.
Obyło się wbrew zapowiadanym prognozom bez deszczu.
Po południu na "Wenecji" spotkanie z Panem Jurkiem i Kubą. Padła propozycja jazdy do Wierzyc drogą serwisową S5. Dojazd poszedł sprawnie przez gładki asfalt i sprzyjający wiatr. Z Wierzyc pojechaliśmy drogą przez Lasy Czerniejewskie (Przyborowo, Przyborówko, Goraninek, Nowy Las) aż wyjechaliśmy nieopodal Pawłowa. Dalej terenem do Mnichowa i dalej na Pustachowę.
Zdjęcia zapożyczone od Pana Jurka.
Po przyjeździe do domu jeszcze parę kilometrów po lesie z Piotrem.
Z Trzemeszna zajechałem na Brzozówiec obejrzeć opuszczoną rezydencję. Niestety brama zamknięta, płot bez ubytków więc za bardzo nie wiedziałem jak się tam dostać.
Na domiar złego dalej skończyła się droga.
Wróciłem się z powrotem do Trzemeszna i drogą przez Święte, Wymysłowo i Kalinę dojeżdżam do domu, walcząc z wiatrem.