Od rana świeciło słońce, więc długo nie rozmyślając, ubrałem się, wziąłem rower i ruszyłem. Najpierw przez Witkowo do Powidza.
Jezioro Powidzkie z plaży na "Łazienkach"
Później ruszyłem w stronę Orchowa, przez Przybrodzin oraz Smolniki Powidzkie. W międzyczasie zorientowałem się, że za moimi plecami niebo brzydko się zachmurzyło i przeczuwałem z tego jakiś opad.
Kościół pw. Wszystkich Świętych w Orchowie
Skręcając w Orchowie na Trzemeszno skończył się korzystny do jazdy wiatr. W okolicach Słowikowa zaczął lekko prószyć śnieg, po chwili jednak przestał. Tak dojechałem do Trzemeszna. Przed Kruchowem zachmurzone niebo pokazało wreszcie swoje oblicze. Zaczął sypać deszcz ze śniegiem, w dodatku tak intensywnie, że przed sobą miałem niemożliwą wręcz do przejścia białą ścianę. W takich warunkach jechałem kilkanaście kilometrów, aż do Wełnicy. Potem już mokrymi drogami dojechałem do domu.
Wychodzi na to, że wyjechałem wiosną, a wróciłem zimą :)
DST 101.41km
Czas 04:09
VAVG 24.44km/h