Dzisiejszego dnia pogoda już nie rozpieszczała tak bardzo jak w poprzednich dniach, jednak nie było też tak źle, aby nie wyjechać rowerem :) Co prawda plany wjazdu na Śnieżnik rozeszły się we mgle i chłodzie, niemniej jednak po górach udało się pojeździć.
Najpierw ruszyliśmy w stronę Złotego Stoku, skąd przez Przełęcz Jaworową postanowiliśmy udać się do Lądka Zdroju.
Tak się cieszyłem z podjazdu na Przełęcz Jaworową :)
Na wysokości przeszło 700 m n.p.m. zrobiło się bardzo zimno - ledwie 6 stopni, a tu jeszcze zjazd - w krótkich rękawiczkach...
Do Lądka dojechaliśmy skrajnie wymarznięci.
Weszliśmy do pobliskiej pizzeri kupić herbatę, aby się nieco rozgrzać. Następnie przejechaliśmy do części uzdrowiskowej Lądka Zdroju, gdzie w jednej z restauracji zatrzymaliśmy się na obiad.
Po posileniu się postanowiliśmy udać się na Górę Borówkową. Początek przez Lutynię niebieskim szlakiem rowerowym.
Ostatni fragment pieszym czerwonym z niepodjeżdżalnym fragmentem przed samym szczytem.
Już na szczycie :) Pan Jurek wskazuje gdzie wjechaliśmy :)
Na górze trochę przerwy, a następnie zjazd rowerowymi szlakami od czeskiej strony. Wyjechaliśmy w Bilej Vodzie.
Planów na dzisiejszy dzień było mnóstwo. Ostatecznie jednak zwyciężyła opcja Rychlebskie Ścieżki. Wyjechaliśmy dość późno, trzeba było odespać poprzedni dzień :)
Najpierw przez Paczków ruszyliśmy w stronę granicy Polsko-Czeskiej.
Widoki z trasy.
Gdzie są góry?!
Wjeżdżamy do Czeskiej Repulbliki. Granicą jest zmiana stanu nawierzchni asfaltowej :)
W Czechach przez Bernatice i okolice Vidnawy kierujemy się do Cernej Vody, gdzie znajduje się centrum Rychlebskich Ścieżek.
Po drodze mijaliśmy całe mnóstwo czeskich oldtimerów zmierzających chyba na jakiś zlot.
Cerny Potok
Trochę pogubiliśmy się po lesie, jak się okazało nie sami, bo 2 czeszki też nie mogły odnaleźć właściwej drogi. W końcu jednak odnaleźliśmy właściwy szlak :)
Plavny Rybnik
Cerna Voda przed nami.
Przed centrum Rychlebskich Ścieżek. Z racji wolnego weekendu majowego ludzi sporo.
Ruszamy więc. Na początek podjazd.
Początek Trailu dr Wiessnera
Rozjazd na górze. Bobiko i Wiktor skręcają wcześniej na zielony zjazd. Mikołaj, Karol, Mateusz i ja postanowiliśmy wybrać czerwony Superflow Trail, omijając Walesa, którego i tak pewno byśmy nie pokonali na naszych rowerach.
Tak zaczyna się dostarczający niesamowitych emocji Superflow Trail podzielony na kilka etapów.
Gdzieś po drodze.
Zjazd Superflowem to miazga. Na dole niemal nie odpadły mi nadgarstki, ale zabawa była przednia. Udało się całość pokonać bez gleby, ale z jedną podpórką na bandzie. Przez te ogromne prędkości 2 albo 3 wykrzykniki zapomniałem ominąć i zaliczyłem nawet hopki z całkiem niezłych progów i kamlotów. Na szczęście wylądowałem bez OTB. Wszystkie sekcje superflowa są naprawdę świetnie skonstruowane i urozmaicone - każdy fragment dostarcza nowych wrażeń. Wyszło, że nasza technika nie jest wcale na takim niskim poziomie, bo wielu ludków na wypasionych fullach udało się minąć. Trzeba tylko czasem puścić klamki :)
Na dole, przed centrum zrobiliśmy przerwę na browarki/jedzenie.
Fajny parking dla rowerów MTB :)
Przed wyjazdem powrotnym zaczęły na niebie zbierać się bardzo brzydkie granatowe chmury. Dopadły nas w końcu gdzieś między Żulową, a Javornikiem. Na szczęście był to tylko umiarkowany opad deszczu. Przed Javornikiem padać już przestało. Można więc było podjechać pod zamek Jansky Vrch.
Z Javornika drogą wzdłuż granicy przez Bile Vodę, Złoty Stok i Błotnicę na kwaterę do Śremu.