W południe z Kubą szybki, terenowy wypad do Ostrowa nad Jeziorem Powidzkim.
Trasa wiodła głównie lasami. Najpierw przez Krzyżówkę i Gaj. Potem lasami w okolicach Skorzęcina, przez Piłkę i mostek-skrót w Wylatkowie, wyjeżdżamy w Przybrodzinie. Stamtąd już rzut beretem do Ostrowa. W Ostrowie krótka przerwa na działce u rodziny Kuby i śmigamy z powrotem. Tym razem wymyśliłem trasę przez Powidz, Wiekowo, Skorzęcin, Sokołowo. Dalej już droga taka sama jak w pierwszą stronę. Połowa dziś w terenie, z czego duża część to solidny piach.
Kuba przed starym młynem wodnym w Piłce.
Mostek-skrót w Wylatkowie.
Na drodze między Sokołowem a Skorzęcinem.
Mapa:
Wieczorem jeszcze pojeździć po mieście z Piotrem (Wenecja i Winiary) i pękła kolejna już stówka :)
Do Rogowa z Panem Jurkiem i Mateuszem. W pierwszą stronę z wiatrem w plecy przez Kowalewo, Rzym, dookoła Jeziora Rogowskiego, Szkółki i Wiewiórczyn.
Cały czas goniła nas granatowa, deszczowa chmura. Na szczęście w porę schroniliśmy się w Parku Dinozaurów - Zaurolandia w Rogowie. Deszczu na szczęście za dużo nie było.
Mateusz w Parku Dinozaurów.
Przeczekujemy deszcz.
Na rynku w Rogowie przerwa pod sklepem. Następnie powrót przez Lubcz, Mięcierzyn, Bożacin (troszkę zboczyliśmy z kursu), przez Lasy Królewskie, Dębówiec do Gniezna.
Przez Lubcz.
W nocy jeszcze na chwilkę do Lasu Miejskiego po założonego dzisiaj kesza. Udało się zdobyć pierwszy certyfikat FTF :)
Wypad w okolice Żerkowa chodził za nami już od dawna. Wczoraj późnym wieczorem Pan Jurek zaproponował wycieczkę właśnie w tamte rejony. Szybko zająłem się planowaniem trasy, wykorzystując część śladu Sebastiana, wgrałem kesze i nazajutrz można było ruszać.
Początek do Wrześni przez Czerniejewo. Z Wrześni najpierw trasą na Pyzdry po czym skręcamy w prawo i przez fragment Puszczy Biechowskiej (keszowanie) polno-asfaltowymi drogami docieramy do Miłosławia. Szpaler kasztanowców w drodze do Miłosławia.
Pałac w Miłosławiu.
Z Miłosławia do Czeszewa, gdzie postanowiliśmy przedostać się promem na drugą stronę Warty. Prom w Dębnie w remoncie, więc tam nie pojechaliśmy.
Następny kesz jest już w Czeszewskim lesie. Niestety na złość obok miejsca ukrycia kesza lekcję przyrody urządził sobie pan leśniczy wraz ze sporą grupą leśnych fanatyków. Gryzące chmary komarów szybko nas stamtąd wygoniły. Rzeka Lutynia w Czeszewskim Lesie.
Na asfalt wyjeżdżamy w Lutyni.
Przy agroturystyce Pan Jurek pierwszym ruchem wyciąga kesza :)
Następnie po kesza przy kościele w Lgowie.
Którego strzegą takie pokrzywy.
Sam Lgów znany jest też z położenia w epicentrum trzęsienia ziemi o sile 4 stopni w skali Mercallego, które miało miejsce 6.01.2012 roku.
No i wjazd na punkt widokowy w okolicy Łysej Góry.
Na punkcie widokowym Pan Jerzy znowu pierwszy odnajduje kesza.
Dalej jest już Żerków.
Następnie zjazd z prędkością grubo ponad 60km/h do Brzóstkowa, gdzie przy kościele szybko odnajduję kolejnego kesza.
Klasycystyczny kościół św. Jana Chrzciciela w Brzóstkowie.
Postanawiam wdrapać się jeszcze raz na górę i pokonać zjazd jeszcze szybciej. Prędkość max 66,49, choć myślę że po odpoczynku nóg dało by radę przekroczyć 70km/h.
Następnie zajeżdżamy do pałacu w Śmiełowie, gdzie mieści się Muzeum Adama Mickiewicza.
Kierunek Pyzdry. Najpierw przekraczamy rzekę Prosnę.
W Pyzdrach troszkę zwiedzania.
Kościół Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Zespół klasztorny Franciszkanów.
Przystań wodniacka.
Powrót przez Pietrzyków, gdzie rozciąga się ładny widok na dolinę Warty.
Następnie przez niezliczone pola i wioski do Gniezna.
Wycieczka bardzo fajna, widoki przepiękne. Mogłoby tylko nieco mniej wiać, bo dobre pół trasy był wmordewind.
Najpierw montaż rogów Accent, gripów Pro Grip oraz nowej podstawki do licznika Sigma. Co ciekawe sprzedawana oddzielnie podstawka jest dużo lepiej wykonana :) Potem z Piotrkiem nad Jezioro Wierzbiczańskie. Z Lubochni na Kujawki bardzo fajnym singielkiem wzdłuż jeziora. W kilku miejscach trzeba co prawda zejść z roweru, ale ogółem jedzie się bardzo fajnie, bo nie jest zarośnięty. Ja dziś zrezygnowałem z pływania, Piotrek nie :)
Kokpit. Z rogami jednak jeździ się dużo wygodniej.
Następnie na singletracki, na skarpie nad jeziorem.
Stamtąd terenowo dojechaliśmy nad Jezioro Jankowskie. Trochę posiedzieliśmy na plaży i trasą maratonu MTB dojechaliśmy do Gniezna.
Wieczorem jeszcze przejechałem się rowerem przez las miejski do Gębarzewa.
Najpierw z Piotrem po zaległego kesza w lesie na Krzyżówce. Siedzimy sobie na parkingu leśnym, a tu nad naszymi głowami przelatuje z jednej strony CASA, z drugiej strony Bryza. Chwilę kręcimy się po lesie, po czym z wiatrem i prędkością >30 km/h dojeżdżamy do Gniezna. Pod sklepem niedaleko mojego domu trafia na nas Micor, z którym jadę dalej do miasta. Średnia się trochę zepsuła przez pieszą rundkę wokół Jeziora Winiary ze znajomymi Dawida. Dalej przez las miejski do Cielimowa i na stację kolejową w Gębarzewie. Micor śmiga w lewo, ja w prawo do domu.
Wyjeżdżam rowerem, a tu licznik pokazuje 0 km/h. Po przyjrzeniu okazało się że kabelek przy podstawce jest naderwany. W takim miejscu że praktycznie nie da się tego przylutować. Trzeba będzie kupić za 3 dychy podstawkę (zdzierstwo), bo z samego licznika jestem bardzo zadowolony, ale te kabelki to strasznie delikatne są. Biorę więc GPSa i ruszam na plażę do Jankowa. Dojeżdżam na miejsce, chwilę opalam się na plaży i dojeżdża do mnie Sebastian. Następnie trasą maratonu MTB jedziemy do Gniezna. Rundka koło Jeziora Winiary, zdobycie przez Sebastiana kesza i jedziemy na Wenecję. 2 razy objeżdżamy Jezioro Jelonek i Sebek zwija się do pracy, przy okazji zaliczając jeszcze kesza przy Ekonomiku na Chrobrego. Następnie do domu okrężną drogą.
Z Piotrem. Miało być więcej, ale początkowa lekka mżawka stała się bardziej intensywna, a ulice pokryły kałuże. Po chwili cały przemokłem (nie miałem kurtki), a że zrobiło się chłodno to sobie podarowałem jazdę. Jutro może uda się "wstrzelić" w okno bez deszczu ;)
Po południu na rower wyciągnął mnie Piotrek z propozycją wypadu nad jezioro. Zaproponowałem Kujawki nad Jeziorem Wierzbiczańskim.
Niecały miesiąc temu była jeszcze tafla lodu :D
Postanowiliśmy popływać. Wytrzymałem z 5 minut :D Piotrek trochę dłużej.
Znowu coś nam latało nad głowami.
Później drogą wokół jeziora dojechaliśmy do skarpy.
Kawałek dalej znaleźliśmy się już przy brzegu jeziora, gdzie przebiegał bardzo fajny singielek :D
Dalej natrafiliśmy na jakieś zabłocone źródlisko. Udało się jakoś przedostać na drugą stronę. Niestety dalej już same krzaki i żrące komary więc zawróciliśmy.
Na krętej drodze przez Wierzbiczanami dogania nas Pan Jurek z Kubą. Wspólnie wróciliśmy do Gniezna.
Godzinę później wyjeżdżam rowerem jeszcze raz, w celu odebrania od Sebastiana rogów na kierownicę. Towarzyszę Sebkowi w drodze z pracy do Wierzbiczan, po czym z wiatrem dojeżdżam do domu.