Rano sam po okolicznych lasach i polach, trasą prawie identyczną do środowej. Przy okazji sprawdzałem jak sobie radzi nowy amor - Suntour Epicon, którego założyłem zamiast Foxa. Fox ma 80mm skoku i trochę zmienia geometrię roweru na niekorzyść, więc wolałem jednak amor o tej samej długości do której jest przystosowana rama - czyli 100mm. W dodatku koszty serwisowania Foxa są duże i przy dość intensywnej jeździe rowerem jest to kłopotliwe. Epicon sprawuje się prawie tak samo jak Fox - czyli znakomicie. Nie ma jakiejś dużej, wyczuwalnej różnicy. Pod wieczór rundka z panem Jurkiem przez Gębarzewo, Żydowo, Niechanowo. Wszystko co stopiło się podczas dnia, wieczorem na powrót zamarzło i zrobiła się masakryczna szklanka. Każdy ruch kierownicą mógł spowodować wywrotkę. Na domiar złego w Niechanowie złapałem kapcia. Na szczęście obok mieszkała rodzina pana Jurka i z pomocą jego zięcia dętka w chwilę została zmieniona i napompowana od razu kompresorem. Dzięki wielkie za pomoc, bo trzeba przyznać że mimo połowy marca na dworze cały czas panują arktyczne temperatury i jakbym miał wymieniać dętkę na środku pola i po ciemku mogłoby się zrobić nieciekawie. Mimo wszystko ubrałem się trochę za cienko i pod koniec jazdy byłem już przemarznięty na maksa. No ale rowerem fajnie jeździ się zawsze, tylko po lodzie i w takim mrozie trochę mniej :)
Jak na złość drogowcy nawet najrzadziej uczęszczane drogi asfaltowe posypali solą, więc trzeba było się ratować jazdą terenem, choć czasem nie dało rady się przekopać przez te śnieżne zaspy.
Po południu zgadałem się z panem Jurkiem na jakąś rowerową wycieczkę. Postanowiliśmy jechać z wiatrem, na zachód, wzdłuż S5. Przed Wierzycami odbiliśmy w polne drogi i dojechaliśmy do Imielenka. Stamtąd już rzut beretem do Lednogóry. Cała powrotna droga była pod silny, lodowaty wiatr. Jechało się bardzo źle, przyznam że nawet w styczniu w śnieżnych zaspach jeździło się przyjemniej. Mam nadzieję, że to już ostatnie dni zimy i zrobi się wreszcie prawdziwie, wiosenna pogoda, choćby taka jak była jeszcze kilka dni temu. Wtedy naprawdę odżywa chęć do jazdy rowerem.
Kilka fotek, niestety kilku ciekawych obiektów nie sfotografowałem (np. szachulcowy dom w Imielenku), bo zwyczajnie nie chciało się przystawać i wyciągać aparatu przez ten wiatr :(
Widoki z pagórka przy stacji kolejowej w Lednogórze.
Jazda z Piotrem po mieście. Przy okazji testowanie GPSa - Garmina Dakoty 10.
Zauważyłem też mały bug w mapie GPS Wielkopolska, objawiający się tym, że nie wiedzieć czemu na mojej i sąsiedniej ulicy widnieją takie śmieszne ikonki przedstawiające... kościoły :D
Dziś umówiłem się z trzemeszańskimi rowerzystami - Sebastianem i Mateuszem na wycieczkę nad nieczynny most kolejowy nad Notecią Zachodnią w Marcinkowie.
Najpierw sam śmignąłem przez pola, wioski i lasy do Trzemeszna, gdzie zameldowałem się w umówionym miejscu po niecałej godzinie.
Gdy zjawiła się ekipa ruszyliśmy. Najpierw przez Trzemżal, potem Szydłowo. Na rozdrożu mały dylemat gdzie jechać.
Można jechać ubitą drogą w nieznane, albo też i błotem. Wybraliśmy oczywiście tą drugą opcję :)
Po drodze mijamy takie ptaszyska :)
Dalej już przez Łosośniki i Kamionek dojeżdżamy przed Procyniem do nieczynnej linii kolejowej Orchowo-Mogilno. Pakujemy się z rowerami na kolejowy nasyp i po torach jedziemy dalej, aż do mostu.
Z którego roztacza się taki widok.
A chłopaki się nawzajem focą :)
Mnie też dopadają paparazzi. Przejście mostem dostarcza niesamowitych wrażeń, przez to, że między podkładami kolejowymi jest na tyle szeroka przerwa, że chwila nieuwagi i można spaść do rzeki. (fot. Sebastian)
W międzyczasie podejmuję kesza, którego właścicielem jest Sebastian :)
Wspólna fotka (fot. Sebastian)
Most w oddali.
Drogę powrotną wybraliśmy przez Wylatowo, Krzyżownicę, Popielewo. Po drodze spotykamy dumnie kroczące kaczki :)
W Trzemesznie rozdzielamy się i jadę do domu dokładnie tą samą drogą, którą jechałem w pierwszą stronę.
Sarny w Wymysłowie.
Widok na Kujawki.
Dzięki za wspólny wyjazd. Z kimś zawsze jedzie się 100 razy lepiej niż samemu :)
Najpierw przez las miejski na poligon, obadać w jakim stanie jest teren. Niektórymi drogami już całkiem fajnie się jeździ, ale do pełnego komfortu jazdy trzeba jeszcze trochę poczekać. Dziś jeszcze cieplej, można było wreszcie zdjąć zimowe rękawiczki.
Później przejeżdżając pół miasta, drogą wzdłuż S5 dotarłem do Łubowa, a stamtąd już "ścieżką rowerową" z pozarywanym pozbrukiem dotarłem do Dziekanowic.
Najpierw fotka kościoła pw. św. Marcina :)
Następnie chwila postoju na plaży nad Jeziorem Lednickim.
Zbliżenie na Ostrów Lednicki.
GT na mostku przy plaży.
Podjechałem jeszcze pod bramę Muzeum Pierwszych Piastów.
Powrót przez Komorowo, Owieczki, Dębnicę, Działyń oraz Obórkę.
Jezioro Dębnickie.
Kościół pw. św. Mikołaja i Jadwigi w Dębnicy.
Droga między Działyniem, a Obórką, mimo iż w była wystawiona na słońce to jeszcze dużo śniegu i lodu na niej zalegało. Na szczęście można było przejechać polem obok :)
Wyśmienita pogoda zachęcała do jazdy, więc postanowiłem wybrać się w miejsce, gdzie dawno nie byłem - czyli na Gołąbki :) Zrobiło się dziś całkiem ciepło, musiałem po drodze zrzucić z siebie warstwę odzieży, natomiast po zajściu słońca znów ziąb, no ale to dopiero początek marca.
Z plaży chciałem przejechać się wzdłuż jeziora singletrackiem, ale po kawałku postanowiłem zawrócić, gdyż po drodze było za dużo przeszkód, a nie chciało mi się przedzierać rowerem przez chaszcze.
W drodze powrotnej umówiłem się na dalszą jazdę z panem Jurkiem oraz nowo poznanym Kubą.
Pojechaliśmy znów na Lubochnię, potem przez Kujawki, Wymysłowo do Trzemeszna. Po drodze było trochę błota. Z Trzemeszna już asfaltem na Witkowo. Potem Małachowo, Arcugowo, Niechanowo, Gniezno. Mimo, że wiało dziś dość solidnie trasę wyznaczaliśmy w taki sposób, żeby przez większość czasu wmordewind nam nie dokuczał. Jazda jak zwykle udana, cieszy fakt poznania nowego bikestatowicza ze swego miasta :)