Szosowa pętla. Deszczowe chmury straszyły przez większość trasy, lecz żaden opad bezpośrednio nas nie dotknął. We Wrześni przerwa na kawę. Tempo całkiem mocne jak na mnie. Weszło w giry ;)
Dzisiejszego, pięknego, jesiennego oraz październikowego dnia, postanowiliśmy wraz z Panem Jurkiem wybrać się na jakąś wycieczkę rowerową. Celem naszym był powrót z Inowrocławia do Gniezna dłuższą i ciekawszą trasą. Najpierw przejazd za pośrednictwem PKP do Inowrocławia. W Ino udajemy się najpierw do Parku Solankowego oraz pod tężnie.
Następnym celem jest Kruszwica. Sprawnie przejeżdżamy bocznymi drogami pod Mysią Wieżę.
Jezioro Gopło
Następnie częściowo szlakiem dookoła Jeziora Gopło, a częściowo własnym szlakiem kierujemy się bocznymi drogami wzdłuż Jeziora Gopło w stronę miejscowości gminnej Jeziora Wielkie, po drodze zahaczając o Krzywe Kolano :)
Dalej przez Jeziora Wielkie i Wójcin do Przyjezierza. Nad jeziorem sezon już co prawda zakończony, ale zapewne z powodu ładnej pogody ludzi trochę było. Znaleźli się nawet amatorzy kąpieli. My za to zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę :)
Z Przyjezierza malowniczymi, częściowo leśnymi drogami najpierw do Orchowa.
Po drodze trafiliśmy na drewniany kościół pw. św. Marcina w Linówcu.
Z Orchowa przez Skubarczewo, Gaj i Krzyżówkę do Gniezna.
Kolejna wycieczka w gronie Bikestats doszła do skutku :) Sebastian zaproponował wypad do Piechcina wykąpać się w tamtejszym krystalicznie czystym jeziorze utworzonym przez zalanie wyrobiska kamieniołomu. Wyruszyliśmy z gnieźnieńskiego rynku w ośmioosobowym składzie. Najpierw skierowaliśmy się na Gołąbki.
Następnie urokliwymi polno-leśnymi drogami podjechaliśmy w okolice Kopczyna nad Jezioro Wieniec.
Wcześniej, w Palędziu Kościelnym odłączył się od nas Mateusz, który musiał wracać wcześniej.
Przez mnóstwo wiosek dotarliśmy wreszcie do Piechcina. Najpierw za witaj liśmy w sklepie, następnie podjechaliśmy nad jezioro.
Było plażowanie, pływanie i skakanie do wody.
Następnie podjechaliśmy pod nieczynną, ale niezalaną odkrywkę kamieniołomu ze spektakularnym widokiem na 100-metrową dziurę.
Trochę jak w USA :)
Powrót przez Barcin, następnie wzdłuż nastu jezior ukrytych w lasach.
Jezioro Ostrówieckie.
Dzięki wszystkim za miło spędzony dzień. Było mega śmiesznie i pozytywnie :-)
Z Micorem postanowiliśmy tak jak w zeszłym roku wybrać się do Żerkowa, pooglądać poczynania najlepszych Polskich kolarek i kolarzy górskich podczas Mistrzostw Polski w XC. W pierwszą stronę dojazd wmordewindowo przez Wrześnię, Miłosław, Czeszewo (przepłynięcie promem) i przez Żerkowsko-Czeszewki Park Krajobrazowy do Żerkowa. Na miejscu spotykamy się ze chrzanowo-średzką ekipą BS :) Micor testuje też karbonową maszynę 27,5" Superiora.
Robimy wspólna fotkę z Mają Włoszczowską :)
Po tym przedzieramy się na ciekawsze miejsca trasy XC. Po drodze mija nas Marek Konwa robiący objazd trasy.
Około 14.30 wystartowały kobiety, więc ustawiliśmy się w najciekawszych miejscach trasy na robienie fotek :) \
Po zakończeniu rywalizacji kobiet udaliśmy się w drogę powrotną, razem z Uzielem, z którym wcześniej zgadałem się, że będzie czekać na nas w Żerkowie. Powrót przez Pyzdry do Wrześni z zahaczeniem o punkt widokowy na Wale Żerkowskim.
Drogę uprzykrzał masakryczny upał. We Wrześni rozdzieliliśmy się z Uzielem i sam z Micorem pognałem w kierunku Gniezna.
Miałem dziś dużo czasu na rower, więc sobie trochę pokręciłem :) Najpierw z Micorem przez Łubowo do Dziekanowic. Powrót przez Waliszewo i Oborę do Gniezna. Popołudniu z Panem Jurkiem szybka pętelka do Witkowa i nazad przez m.in. Kołaczkowo. Na koniec po lesie miejskim z Piotrem. Nawet niezły dystans wyszedł :)
Wyjazd do Inowrocławia zaproponował Dawid. Postanowiłem szybko wyrysować jakąś traskę z zahaczeniem o atrakcje, których jeszcze nie miałem przyjemności zwiedzić.
Ruszyliśmy o 6.10. Najpierw przez Kujawki do Trzemeszna. Po drodze Dawid musiał ściągnąć rękawki bo zaczęło robić się ciepło.
Mknie sobie kibel do Torunia bądź Bydgoszczy :P
Robi się gorąco :P
Z Trzemeszna jedziemy dalej w stronę Jeziora Pakoskiego. W mijanych wioskach spotykamy różne znane i nieznane atrakcje.
Młyn wodny w Zieleniu.
Micor mnie ubiegł, ale Gąski :P
Most na nieczynnej linii kolejowej Mogilno-Orchowo w Marcinkowie.
Kościół w Kwieciszewie.
Kawałek za Kwieciszewem dojeżdżamy wreszcie do Jeziora Pakoskiego - jezioro jest ogromne, łącznie ma około 900ha powierzchni (wliczając Jezioro Bronisławskie), kilkanaście kilometrów długości i przedzielone jest dwoma groblami, na których umieszczone są drogi oraz linia kolejowa.
Wzdłuż Jeziora Pakoskiego, przejeżdżając groblę docieramy do Janikowa. Przejeżdżamy miasto i Zakład Sodowy, jadąc wzdłuż hałd odpadów sodowych z zakładów sodowych postanawiamy wejść na szczyt hałdy.
Wchodziło się trudno, schodziło jeszcze trudniej :P
Uwaleni sodą pojechaliśmy kawałek dalej, gdzie znajdują się zbiorniki wody ze sodą (chyba), które mają fantastyczny lazurowo-zielonkawy kolor :)
Stamtąd już bocznymi drogami do głównego celu naszej wycieczki - Inowrocławia.
Do Ino wjeżdżamy od strony Parku Solankowego. Bardzo ładnie zagospodarowane i utrzymane miejsce. Sporo wycieczkowiczów oraz kuracjuszy z pobliskich sanatoriów i centrów uzdrowiskowych. Podjeżdżamy też pod tężnie solankowe, obok których robimy przerwę na posilenie się.
Ławeczka Władysława Sikorskiego.
Sztuka współczesna :P
Z Ino lecimy do Pakości drogą wojewódzką. W Pakości znajduje się m.in. klasztor franciszkanów.
Oraz Kalwaria Pakoska - jedna z kapliczek:
Następnie do Piechcina na kamieniołomy. Najpierw zalany kamieniołom z bazą dla płetwonurków.
Następnie wielka dziura, czyli Polski Afganistan.
Z Piechcina jedziemy nad Jezioro Ostrowickie. Po drodze zahaczamy jeszcze o głaz narzutowy.
Oraz źródło św. Huberta.
Ośrodek w Wiktorowie zamknięty z powodu rezerwacji na rzecz odbywających się tam kolonii, więc jedziemy fajnym singielkiem a potem drogą z mega stromym, kamienistym fragmentem do Ostrówca.
Powrót do Gniezna standardowo przez lasy, najpierw szlakiem rowerowym z Ostrówca do Chomiąży Szlacheckiej i Gąsawki, potem "leśną autostradą" do Gołąbek i na koniec przez Lasy Królewskie na Dębówiec i do Gniezna.
Wycieczka bardzo udana. Nowe miejsca odwiedzone - czyli głaz narzutowy, źródło św. Huberta, Jezioro Ostrowieckie i bardzo fajny szlak rowerowy z Ostrówca do Chomiąży Szlacheckiej. Na koniec jechało się dość ciężko przez niewyspanie i dość wysoką temperaturę, ale bez problemu dociągnęliśmy do domów :)
Jak w tytule wpisu, tylko baaardzo okrężną drogą. Z Panem Jurkiem wybraliśmy się dziś do Wągrowca. Dla mnie była to pewnego rodzaju trasowa nowość, gdyż rowerem nigdy tam nie byłem. Nie bardzo chcieliśmy jechać dość ruchliwą bezpośrednią drogą wojewódzką Gniezno-Wągrowiec-Chodzież, więc postanowiliśmy wybrać inną, dłuższą trasę, żeby przy okazji wpadł jakiś dystans :)
Najpierw drogą na Kiszkowo. W Kiszkowie odbiliśmy na Rybno, a stamtąd m.in. przez Jabłkowo oraz Popowo Kościelne dojechaliśmy do Budziejewa, gdzie znajduje się dworek "Róża Poraja", w którym znajduje się hotel.
Kawałek dalej, w Budziejewku podjechaliśmy pod głaz narzutowy św. Wojciecha. Głaz ma 1,3 m wysokości, 7,5 m długości i obwód przekraczający 20 m.
Tam też zostaliśmy poczęstowani kiełbasą przez wycieczkę szkolną, która miała tam urządzone ognisko. Bardzo miły gest.
Dużą część dzisiejszej trasy poruszaliśmy się Cysterskim Szlakiem Rowerowym.
Przez Mieścisko udaliśmy się do Łekna po drodze zahaczając o bardzo ciekawie urządzone miejsce dla turystów - Ścieżkę Przyrodniczą "Bracholińska Ostoja".
A nawet luneta, przez którą można obserwować pobliskie jezioro z licznie występującym tam ptactwem. Reasumując - zachodnie standardy czasem trafiają się nawet na takim zadupiu :)
W drodze do Łekna trafiła się nawet droga z kocich łbów.
Wiatrak holender w Bracholinie.
Łekno - Kościół św. Apostołów Piotra i Pawła.
Jezioro Łekneńskie.
Dalej pojechaliśmy do celu naszej wycieczki - Wągrowca. Najpierw na plażę nad Jeziorem Durowskim.
Następnie wągrowiecki rynek...
Oraz skrzyżowanie rzek Nielby i Wełny.
Drogę powrotną z Wągrowca obraliśmy przez Skoki oraz Puszczę Zielonkę. Wybieraliśmy przeważnie terenowe drogi, żeby ominąć dość ruchliwą szosę Wągrowiec-Poznań.
Ze Skoków udaliśmy się przez Antoniewo, Rejowiec, Dzwonowo oraz Głęboczek do Zielonki. Stamtąd już najkrótszą drogą - przez Trakt Bednarski, Krześlice, Węglewo, Lednogórę i Łubowo do Gniezna. Na Trakcie Bednarskim pierwszy raz w życiu przyuważyłem borsuka, który jak nas zobaczył spierdzielił w las :)
Powiem szczerze, że dzisiejszy dzień trochę mnie przerażał. Nie ze względu na dystans, ale planowaną sumę przewyższeń oraz zaliczenie najcięższego asfaltowego podjazdu w Polsce - Przełęczy Karkonoskiej. Inną sprawą była pogoda. Bajecznie słonecznie, a równocześnie bardzo gorąco - co oznaczało przede wszystkim litry lejącego się potu jak również możliwe problemy z zaopatrzeniem w wodę. Jednak uwielbiam ustanawiać nowe prywatne rekordy toteż dzisiejszą trasę przyjąłem oczywiście z entuzjazmem. Wypad w góry to w końcu nie ma być żaden tam spacerek :)
Najpierw jedziemy w kierunku Podgórzyna oraz Przesieki zaczynając tym samym pierwszy etap podjazdu na Przełęcz Karkonoską.
O dziwo podjazd wchodzi lekko, nie czuję żadnego obciążenia w nogach. Dopiero pod koniec na ostatnim kilometrze czy dwóch jest stromiej i tu sprawdza się technika jazdy slalomem :) Ale jedzie się nadal bardzo przyjemnie.
Widoczki z Przełęczy.
Żeby było wyżej wjeżdżamy jeszcze pod Schronisko Odrodzenie (1236 m n.p.m.).
Po czym niżej robimy przerwę na posilenie się przy jakimś budynku po Polskiej stronie. Podobno widziała nas tam
Lea.
Z Przełęczy czeską "autostradą" zjeżdżamy 10-kilometrowym zjazdem do Spindlerovego Mlyna.
Przejeżdżamy przez miasteczko i udajemy się z powrotem w góry, na czeską cyklotrasę biegnącą raz asfaltem, raz szutrem. Najpierw podjazd na Strazne.
Stamtąd zjazd i znów podjazd - tym razem asfaltem na wysokość ponad 1300 m n.p.m. Żeby nie było za łatwo, większość trasy w pełnym słońcu przez co jechało się mega ciężko, co zresztą widać na fotce :P
Lecz widoki powalały.
Najwyższy punkt na jaki wjechaliśmy - Vyrovka (1357 m n.p.m.) - przy okazji ustanowiłem nowy rekord wysokości osiągniętej na rowerze.
Wieczorem na kwaterze doczytaliśmy, że podobno można było wjechać na legalu (bądź też nie :P) jeszcze wyżej bo na około 1500 m n.p.m. Trochę się wkurzyliśmy :)
W każdym razie jak był konkretny podjazd to musi być konkretny zjazd (do Pecu pod Śnieżką) - a ten pozwolił na uzyskanie nowego rekordu prędkości na rowerze - i to bez pedałowania - 73,88 km/h. Sebek pognał jeszcze trochę szybciej. Było tak stromo, że lekko można by się rozpędzić do ponad 80 km/h, jednak na tej nawierzchni i w towarzystwie ludzi idących szlakiem to samobójstwo. W pewnym momencie o mało nie zderzyliśmy się z pędzącym pod górę na sygnale pogotowiem górskim.
Pec pod Snezkou.
W Pecu z kolei ja zauważam śmigającą pod górę Leę :P
Zjeżdżamy w dół do skrzyżowania prowadzącego na Przełęcz Okraj. Tam też rozpoczynamy łagodny, lecz długi podjazd na 1047 m n.p.m.
Z Przełęczy z kolei już po Polskiej stronie długi zjazd do Kowar. Z Kowar do Jeleniej Góry po drodze robiąc fotkę Zalewowi Sosnówka.
Oraz odwróconemu domowi - jeszcze w budowie :) Coś podobnego jest chyba w Szymbarku na Kaszubach.
Dzisiejszy dzień można powiedzieć rekordowy. Poprawiłem rekord wysokości na rowerze, rekord prędkości oraz przewyższenia, gdyż wyszło ponad 3000m! :)
Przewyższenie - 3079m (według GPS, według mapy - 3234m !).