Kolejny dzień rozpoczął się piękną, słoneczną i bardzo ciepłą pogodą. Postanowiliśmy przejechać się w okolice Świeradowa-Zdroju i Novego Mesta celem jazdy po tamtejszych ścieżkach dla rowerzystów górskich usytuowanych w okolicach szczytu Smrk. Dojazd do Świeradowa przez kilkanaście mniejszych i większych wiosek. Były też podjazdy i zjazdy (jeden naprawdę konkretny, bez problemu rower rozpędzał się do prędkości grubo ponad 60 km/h, gdyby droga nie była kręta byłoby pewno znacznie szybciej).
W okolicach Świeradowa wjechaliśmy w las na pierwszy dzisiejszy singiel zwany "Zajęcznikiem". Przejechaliśmy pewną jego część, po czym wjechaliśmy na kolejny - oznaczony na czarno jako bardzo trudny - "Czerniawska Kopa". Następnie zaliczyliśmy jeszcze "Rapicky Okruch", "Okolo Medence" i "Novomestska Strana".
Po singlach łącznie przejechaliśmy około 40km, czyli około połowę całości ścieżek. Generalnie single oznaczone na czarno jako bardzo trudne i na czerwono jako trudne nie są zbyt wymagające. Nawet początkujący rowerzysta nie powinien mieć większych problemów z pokonaniem całości. W porównaniu do Rychlebskich Ścieżek, nastawionych bardziej na techniczne podjazdy i zjazdy są bardzo proste. Mimo wszystko jeździło się na nich bardzo przyjemnie, widoki czasami też były całkiem niezłe :)
Nove Mesto pod Smrkem.
Z powodu braku wody postanowiliśmy zjechać do Świeradowa-Zdroju. W planach był jeszcze wjazd na Smrk, ale jakoś nam się odwidziało podjeżdżać tyle metrów w górę i postanowiliśmy wracać na kwaterę. Najpierw podjazd na Rozdroże Izerskie, po czym długi, szutrowy zjazd aż do Piechowic.
Dzisiejszy dzień w założeniu miał być lajtowy - trzeba było dać odpocząć nogom po wczorajszej wycieczce. Pierwszym punktem na dzisiejszej mapie trasy był Wysoki Kamień 1058 m n.p.m. - szczyt leżący w Górach Izerskich (w części zwanej Wysokim Grzbietem).
Z Cieplic ruszyliśmy w stronę Szklarskiej Poręby Dolnej. Na początku solidny asfaltowy podjazd.
Następnie w teren i tu już się zaczęło ostre podjeżdżanie na Wysoki Kamień z kulminacją przed samym szczytem - musiałem zrobić z pół minuty przerwy bo czułem, że puls odlatuje w kosmos :) Ale całość podjechana, a muszę przyznać że ten podjazd to nie jest bułka z masłem :P
Początek lajtowy :)
Na Wysokim Kamieniu.
Następnie mały zjeździk i jedziemy w stronę nieczynnej kopalni kwarcu "Stanisław".
Kopalnia.
Przy okazji zaliczyliśmy szybki zjazd po zdradzieckich luźnych kamyszkach w dół kopalni.
Widoczki z okolic kopalni:
Szrenica.
Tam będziemy zjeżdżać.
Powrót na szlak i lecimy dalej.
Na jednym ze zjazdów Sebek łapie laczka - w oponę wbił się ostrokrawędzisty kamyczek. Serwis przebiegł błyskawicznie.
Przez różne wioski i fajny, techniczny odcinek jakąś trasą rowerową wzdłuż skarpy nad rzeką Kamienica udajemy się w stronę Parku Krajobrazowego Doliny Bobru - a konkretnie nad Jezioro Pilchowickie utworzone w poprzez spiętrzenie Bobru przez wybudowanie tamy.
Tama na Jeziorze Pilchowickim wraz z elektrownią wodną.
Malowniczą drogą okalającą jezioro trafiamy na most kolejowy nad Bobrem.
Stamtąd udajemy się do Siedlęcina, którego główną atrakcją jest zabytkowa Wieża Rycerska z XIV wieku.
Z Siedlęcina wracamy do Jeleniej Góry ścieżką rowerową ulokowaną wzdłuż rzeki Bóbr.
Pierwszy dzień jazdy po górach i od razu postanowiliśmy skatować się na maksa :) Najpierw o świcie udaliśmy się szynobusem z Jeleniej Góry do Zgorzelca. Przejechaliśmy miasto, a następnie po przekroczeniu Nysy Łużyckiej wjechaliśmy do niemieckiego Görlitz.
Od razu rzuciły się w oczy ścieżki rowerowe poprowadzone po idealnej wręcz nawierzchni asfaltowej ze specjalnymi znakami dla rowerzystów, niewyczuwalnymi krawężnikami etc... No i samo miasto wydało się o wiele czystsze i schludniejsze. Na pierwszym podjeździe na jakiejś ulicy Sebastian gubi łańcuch. Okazało się, że rozpięła się spinka. Szybki serwis i jedziemy dalej. Pierwszym celem jest Berzdorfer See - czyli jezioro powstałe poprzez zalanie kopalnianej odkrywki węgla brunatnego. Wokół jeziora cały czas przeprowadza się przystosowanie do funkcji rekreacyjnych.
Ścieżka rowerowa wokół jeziora. Jakość wykonania powalała.
Niemcy potrafią zrobić rezerwat nawet na terenie przekształconym całkowicie przez człowieka. Rezerwat "Osuwisko".
Jedna z plaż nad jeziorem, które jest naprawdę dość spore - 960ha.
Po objechaniu jeziora ruszamy drogami wzdłuż granicy na południe.
Po drodze mijamy bardzo zadbane niemieckie wioski i miasteczka.
Na stromym podjeździe obok klasztoru cysterskiego St. Marienthal.
Skansen miniatur gdzieś po drodze.
Położona po polskiej stronie elektrownia Turów.
W Zittau przypadkiem udało nam się wejść za friko do zoo jakimś bocznym, nieoficjalnym wejściem (myśleliśmy że to jakiś park, dopiero przy wyjściu z drugiej strony zauważyliśmy kasy) :) W każdym razie za darmo mogłem sfocić lamę :P
Oraz Arę, która umiała mówić, tylko że po niemiecku :P
Z Zittau wjechaliśmy z powrotem do Polski (po polskiej stronie od razu jakieś szopy z napisem "zigaretten" itp...), no i oczywiście na maksa dziurawy, smołowaty asfalt.
Podjechaliśmy na punkt widokowy przy czynnej kopalni węgla brunatnego Turów. Głębokość przekracza 200m!
Stamtąd udaliśmy się na trójstyk granic Polsko-Niemiecko-Czeskiej.
Po drodze do Bogatyni po raz kolejny wyłonił się widok na elektrownię Turów.
W Bogatyni przerwa koło Netto i ruszamy do Czech. Na początek Frydlant. Po drodze oczywiście kilka zjazdów i podjazdów :)
Zamek Frydlant.
Kościół Nawiedzenia NMP w Hejnicach.
No i serpentynami wjeżdżamy w obszar Gór Izerskich. Najpierw asfaltem na Smedavę.
Następnie czeską, szutrową cyklotrasą w okolice Jizerki.
Stamtąd przez Schronisko Orle w kierunku Jakuszyc.
Po drodze zaliczając fajny podjazd :)
Z Jakuszyc zjazd do Szklarskiej Poręby na obiad, a następnie zjazd do Jeleniej Góry. Trasa na pierwszy dzień dość wyczerpująca, jednak widoki były przednie :)
Planów na dzisiejszy dzień było mnóstwo. Ostatecznie jednak zwyciężyła opcja Rychlebskie Ścieżki. Wyjechaliśmy dość późno, trzeba było odespać poprzedni dzień :)
Najpierw przez Paczków ruszyliśmy w stronę granicy Polsko-Czeskiej.
Widoki z trasy.
Gdzie są góry?!
Wjeżdżamy do Czeskiej Repulbliki. Granicą jest zmiana stanu nawierzchni asfaltowej :)
W Czechach przez Bernatice i okolice Vidnawy kierujemy się do Cernej Vody, gdzie znajduje się centrum Rychlebskich Ścieżek.
Po drodze mijaliśmy całe mnóstwo czeskich oldtimerów zmierzających chyba na jakiś zlot.
Cerny Potok
Trochę pogubiliśmy się po lesie, jak się okazało nie sami, bo 2 czeszki też nie mogły odnaleźć właściwej drogi. W końcu jednak odnaleźliśmy właściwy szlak :)
Plavny Rybnik
Cerna Voda przed nami.
Przed centrum Rychlebskich Ścieżek. Z racji wolnego weekendu majowego ludzi sporo.
Ruszamy więc. Na początek podjazd.
Początek Trailu dr Wiessnera
Rozjazd na górze. Bobiko i Wiktor skręcają wcześniej na zielony zjazd. Mikołaj, Karol, Mateusz i ja postanowiliśmy wybrać czerwony Superflow Trail, omijając Walesa, którego i tak pewno byśmy nie pokonali na naszych rowerach.
Tak zaczyna się dostarczający niesamowitych emocji Superflow Trail podzielony na kilka etapów.
Gdzieś po drodze.
Zjazd Superflowem to miazga. Na dole niemal nie odpadły mi nadgarstki, ale zabawa była przednia. Udało się całość pokonać bez gleby, ale z jedną podpórką na bandzie. Przez te ogromne prędkości 2 albo 3 wykrzykniki zapomniałem ominąć i zaliczyłem nawet hopki z całkiem niezłych progów i kamlotów. Na szczęście wylądowałem bez OTB. Wszystkie sekcje superflowa są naprawdę świetnie skonstruowane i urozmaicone - każdy fragment dostarcza nowych wrażeń. Wyszło, że nasza technika nie jest wcale na takim niskim poziomie, bo wielu ludków na wypasionych fullach udało się minąć. Trzeba tylko czasem puścić klamki :)
Na dole, przed centrum zrobiliśmy przerwę na browarki/jedzenie.
Fajny parking dla rowerów MTB :)
Przed wyjazdem powrotnym zaczęły na niebie zbierać się bardzo brzydkie granatowe chmury. Dopadły nas w końcu gdzieś między Żulową, a Javornikiem. Na szczęście był to tylko umiarkowany opad deszczu. Przed Javornikiem padać już przestało. Można więc było podjechać pod zamek Jansky Vrch.
Z Javornika drogą wzdłuż granicy przez Bile Vodę, Złoty Stok i Błotnicę na kwaterę do Śremu.
Początkowo nie miałem w planach na dzisiaj jakiejś większej wycieczki, tylko zwykłe, krótkie kręcenie się po mieście i okolicy, ale ładna pogoda zachęciła mnie do tego, żeby jednak gdzieś dalej wyskoczyć razem z gnieźnieńską ekipą BS :)
Jak zwykle spotkanie na torach. Na początku z Panem Jurkiem i Mateuszem stwierdziliśmy, że pojedziemy w okolice Pobiedzisk i PK Promno, ale gdy przyjechał Micor, zaproponował Jezioro Kamienieckie i pagórki w lesie w okolicach Rękawczyna. Sam tam wybierałem się od dawna, bo mimo że daleko tam nie jest, to nigdy tam nie byłem, a koło Jeziora Kamienieckiego przejeżdżałem w zeszłym roku i pamiętałem, że bardzo mi się spodobał tamtejszy krajobraz. Przystaliśmy na propozycję Dawida i ruszyliśmy. Najpierw na Krzyżówkę.
Potem Gaj, skąd szlakiem rowerowym dojechaliśmy do miejscowości Ostrowite Prymasowskie nad Jeziorem Ostrowickim.
Chata szachulcowa z połowy XIX wieku w Ostrowite Prymasowskim.
Widok na fragment Jeziora Ostrowickiego.
Pan Jurek na skrzyżowaniu za Ostrowite Prymasowskim.
Wybraliśmy drogę na Orchowo.
Kwitnący rzepak.
Piękne, asfaltowe, wielkopolskie drogi z absolutnie zerowym ruchem samochodowym.
Podjazd :D
Przez Kinno, Skubarczewo i Słowikowo dojechaliśmy w okolice Rękawczyna, gdzie skręciliśmy w las.
Na drodze do Ostrówka. Tam gdzieś podobno jest jakiś bunkier.
Głęboka dolina w lesie, na dole płynie sobie jakiś strumień. Liście na drzewach przysłaniają niestety widok, ale w rzeczywistości widać dużą różnicę wysokości.
Jezioro bez nazwy w lesie.
Jakoś objechaliśmy różnymi drogami w lesie, kompletnie nie wiedząc gdzie jesteśmy, aż wyjechaliśmy w Rękawczynku.
Stamtąd kawałek tą samą drogą, którą jechaliśmy, aż skręciliśmy na szlak rowerowy biegnący fajnym, szybkim singielkiem wzdłuż Jeziora Kamienieckiego.
Wygłupy na skarpie przy jeziorze :)
Wyjechaliśmy na plaży w Rękawczynie.
Jezioro Kamienieckie z plaży w Rękawczynie.
Następnie do Kamieńca. Widok z drogi z Rękawczyna do Kamieńca na Jezioro Kamienieckie.
Drewniany kościół w Kamieńcu.
W drodze do Szydłowa zaczął padać deszcz. Najśmieszniejsze, że wszędzie wokół widać było błękitne niebo i w oddali świeciło słońce, tylko na nas padało, a w pewnym momencie zaczęło lać. Przeczekaliśmy trochę na przystanku w Szydłowie po czym pojechaliśmy do Trzemżala i schroniliśmy się pod dachem zabytkowej kuźni. Gdy deszcz ustał ruszyliśmy do Trzemeszna. Przed Trzemesznem było zupełnie sucho, ciepło i świeciło słońce. Wychodzi, że deszcz padał tylko na bardzo małym obszarze - akurat na nas :) Na słońcu na szczęście szybko wyschnęliśmy.
Z Trzemeszna powrót do domu przez Miaty, Wymysłowo, Kalinę, Wierzbiczany do Gniezna.
Na dzisiaj zaplanowaliśmy zupełnie spontanicznie objazd największego w Wielkopolsce jeziora - Jeziora Powidzkiego (powierzchnia około 1100 ha), które znajduje się w centralnej części Powidzkiego Parku Krajobrazowego - obejmującego swoim zasięgiem kilkanaście malowniczych jezior polodowcowych o różnej wielkości (dwa największe - Powidzkie oraz Niedzięgiel) charakteryzujących się w większości bardzo czystą wodą. Obszar parku jest w znacznej części zalesiony, brak jakichkolwiek zakładów przemysłowych - występuje jedynie niewielkie wioski i osady z domkami letniskowymi. Jest to jeden z moich ulubionych terenów do jazdy rowerem w okolicy :)
Dojazd do Powidza, skąd zaczęliśmy nasz objazd Parku przez Niechanowo, Małachowo, Witkowo, Wiekowo.
Pan Jurek na drodze do Niechanowa.
W Powidzu na rynku przerwa pod sklepem, w którym nic ciekawego nie było, to wziąłem góralka i chlebek do święconki :)
Następnie promenadą na "Dziką Plażę".
Z Powidza asfaltami, szutrami i piachami przez Polanowo do Giewartowa.
Kościół w Giewartowie.
Pan Jurek i Mateusz spożywają sok pomidorowy przed sklepem "GS" w Giewartowie.
Kolejnym punktem na szlaku rowerowym dookoła Jeziora Powidzkiego było Kosewo. Zajechaliśmy na tamtejszą plażę. Widać, że w jeziorze znacznie podniósł się poziom wody, ale to normalne na wiosnę.
Wiało nam w twarz, ale szkwału nie było :)
Dalej zmieniliśmy nieco szlak, jadąc na skróty przez Lipnicę, Skrzynkę i Salomonowo.
Aż dojechaliśmy do szosy Mogilno-Słupca, skąd po kilkuset metrach w Anastazewie odbiliśmy ponownie w las, przejeżdżając obok nieczynnej stacji kolei wąskotorowej.
Wzdłuż torów kolei wąskotorowej.
Zjazd na plażę nad Jeziorem Powidzkim w Anastazewie.
Micor obczaja górę piachu koło plaży.
Wzdłuż jeziora do Ostrowa. Wiatrak w Ostrowie.
Kawałek dalej dłuuuga przerwa na miejscu postojowym nad odciętą nasypem drogowym zatoczką Jeziora Powidzkiego, zwaną Jeziorem Powidzkim Małym.
Malunki :)
Pan Jurek w roli Gandalfa :)
Jezioro Powidzkie Małe.
Końcowy etap przebiegał przez Przybrodzin do Powidza. Z Powidza skrótem przez las do Ruchocinka, Ruchocina i Mielżyna, gdzie przy drodze pozowały do zdjęcia qnie.
Dalsza droga przez wioski oraz ponownie Niechanowo do Gniezna. Nieźle nas dziś wiatr wymęczył, strasznie nie chciało się jechać ostatnich kilometrów, no ale widoki wiosny rekompensują trudy wycieczki :)
Pomysł na wypad powstał bardzo spontanicznie. Po prostu szukamy miejsc, w których jeszcze na rowerach nie byliśmy. Korzystając więc z niezłej pogody wyruszyliśmy, obierając za cel tereny Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego. Jak zwykle spotkanie z Panem Jurkiem na torach, natomiast Micor dołączył do nas kawałek dalej - przed Mnichowem. Najpierw kierunek Września, przez Czerniejewo.
Tak sobie jedziemy.
Po godzince jazdy byliśmy już we Wrześni i kierowaliśmy się na Miłosław, ale że tamtejsza bezpośrednia droga jest dość ruchliwa, postanowiliśmy wybrać wariant nieco dłuższy, jednak przebiegający spokojnymi asfaltami przez kilka wiosek, m.in. Chwalibogowo.
Bardo
czy Murzynowo Kościelne :P
Qń gdzieś po drodze.
W Miłosławiu na rynku zrobiliśmy zakupy w sklepie, po czym czmychnęliśmy obok kościoła i pałacu (fotki nie będzie, bo już parę razy je zwiedzaliśmy) i pojechaliśmy do zameczku myśliwskiego "Bażantarnia" w Bugaju koło Miłosławia.
Z Miłosławia bocznymi drogami, omijającymi drogę wojewódzką do Pyzdr. Fragment rynku w Pyzdrach.
Kościół Narodzenia NMP w Pyzdrach.
Zespół klasztorny franciszkanów.
Port nad Wartą.
Most nad Wartą.
Statyw Pana Jurka :)
Widok na Pyzdry z wałów przeciwpowodziowych.
Następny etap naszej wycieczki biegł przez tereny Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego, fragmentem Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Z Pyzdr jechaliśmy tym szlakiem do Zagórowa.
Nadwarciański Szlak Rowerowy na wałach.
Po drodze zdarzyło się kilka piaszczystych fragmentów, ale generalnie nie było tak źle. Chciałem zatrzymać się przy chatce ornitologa, ale podczas jazdy zapomniałem o niej i jakoś ją przegapiłem. Generalnie bardzo przyjemny szlak do jazdy rowerem, nawierzchnia nie jest może jakoś wybitnie komfortowa, ale można podziwiać ciekawe widoki, napawać się przyrodą i obserwować różne gatunki ptaków, których akurat w tym Parku Krajobrazowym nie brakuje. Po jakimś czasie dojechaliśmy do Zagórowa, które na wjeździe bardzo przypominało mi Niechanowo :P
Tam skręciliśmy na Ląd i po paru kilometrach wyłonił się nam taki widok na pocysterski zespół klasztorny.
Wnętrze kościoła pw. NMP i św. Mikołaja, wchodzącego w skład zespołu klasztornego.
Marina w Lądzie.
Z Lądu do Ciążenia, gdzie znajduje się pałac biskupi, który obecnie znajduje się w rękach Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Z Ciążenia zaczęliśmy już powoli wracać w stronę Gniezna, kierując się najpierw na Strzałkowo. Po drodze mijaliśmy autostradę A2.
oraz przeróżne słupy energetyczne...
Ze Strzałkowa do Wólki, a następnie przez różne wioski naszego fyrtla, po drodze mijając pomnik poświęcony amerykańskim lotnikom bombowca B17, którzy wylądowali w okolicach Jaworowa w 1945r.
W Niechanowie dołączył się do nas Mateusz, a kawałek dalej napotkaliśmy wracającą z wycieczki na hamburgera Anetkę z Sebastianem :)
Pod sam koniec wycieczki było standardowo jeszcze mnóstwo śmiechu :) Na torach na Dalkach zaczęliśmy i zakończyliśmy nasz dzisiejszy wyjazd. Jak zwykle było fantastycznie, do następnego :)
Mimo typowo jesiennej pogody po raz kolejny udało nam się zebrać w większym, BS-owym gronie w celu jakiegoś większego wypadu. Za cel obraliśmy sobie Kleczew, a konkretnie powstały w tym roku na terenach po dawnej odkrywce kopalni węgla brunatnego Park Rozrywki.
Z Gniezna wyruszyliśmy o 9.15, kierując się najpierw w stronę Krzyżówki.
Następnie niebieskim szlakiem rowerowym przez Gaj i Lasy Skorzęcińskie dojechaliśmy do ośrodka wypoczynkowego w Skorzęcinie. Po sezonie jest tam taka cisza i spokój, że aż chciałoby się posiedzieć tam dłużej.
Następnie kontynuując trasę lasami, przejechaliśmy mostek na przesmyku Jeziora Niedzięgiel i skróconą drogą dojechaliśmy do Wylatkowa. Następnie przez Przybrodzin i Smolniki Powidzkie docieramy do Anastazewa. Stamtąd już według kierunkowskazu kierujemy się na Kleczew. Kawałek za Budzisławiem Kościelnym krajobraz zmienia się całkowicie. Polom ustępują pokopalniane wyrobiska oraz ogromne maszyny górnicze.
Po dojechaniu do Kleczewa postanowiliśmy udać się do Parku Rozrywki, jednak nie okazało się to takie proste, bo nigdzie nie było oznaczeń w którym kierunku należy jechać. Postanowiliśmy zrobić więc przerwę na drugie śniadanie przy jeziorze w centrum miasteczka. Wyciągnęliśmy swoje termosy z herbatą, a Pan Jurek wyciągnął bez, bo okazało się że herbata osiadła na dnie sakwy, a termos zwyczajnie się zbił. Później były jeszcze jaja przy robieniu zdjęć, bo za każdym podejściem kogoś brakowało na zdjęciu :D Zjedlimy, popilimy i ruszylimy do Parku, tym razem zasięgając konkretnej informacji.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Biedronkę. Potem już do samego Anastazewa taką samą trasą, następnie szlakiem rowerowym przez las do Ostrowa, gdzie zawitaliśmy na działce Kuby, który ugościł nas pyszną herbatką (Pan Jurek zaserwował ciostka z krymem) :D Potem kolejno Przybrodzin, Powidz, Wiekowo, Witkowo i przez Małachowo i Niechanowo do Gniezna.
Mało sprzyjająca aura powodowała że wróciwszy na nasze często uczęszczane szlaki ochota na jazdę malała w zastraszającym tempie. Zachmurzone niebo zabija radość jazdy. Mimo wszystko jak zwykle podczas wyjazdu robiliśmy takie jaja że głowa mała, więc w gruncie rzeczy nudno nie było :)
Korzystając z pięknej pogody, wolnego weekendu i darmowego przewozu rowerów pociągami Regio z okazji Światowego Tygodnia bez Samochodu postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę kolejowo-rowerową.
Po trwającej półtorej godziny podróży pociągiem w Bydgoszczy jesteśmy po 10. Od razu kierujemy się w kierunku Wyspy Młyńskiej i starówki. Sobotni poranek, więc i ruch na ulicach niewielki.
Następnie jedną z ważniejszych arterii miasta, całkiem niezłym DDRem kierujemy się na Białe Błota. Za lotniskiem skręcamy jednak do Puszczy Bydgoskiej.
Kawałek za Lubostroniem znajduje się masyw polodowcowych wzgórz morenowych zwany Jabłowskie Góry. Oczywiście nie było mowy, aby pominąć taką atrakcję :) Podjazd dobry do treningów, końcówkę trzeba było pokonać na młynku, co w tym regionie Polski nie zdarza się często :)
W Biskupinie nie zatrzymujemy się na dłużej. Raz -że odbywa się tam obecnie XIX Festyn Archeologiczny i są tłumy ludzi, dwa - żeby zobaczyć gród trzeba wykupić bilet, trzy - każdy z nas był tam już wiele razy. Z Biskupina wracamy do Gniezna przez Gąsawę, Gościeszyn, Gołąbki, Dębówiec.
Kilka dni temu Uziel zaproponował wyjazd do Kruszwicy. Szybko stało się jasne, że chętnych na wyjazd jest znacznie więcej. W ten sposób w zimny, sierpniowy, sobotni poranek wyruszyliśmy najpierw na Krzyżówkę - na spotkanie z resztą ekipy.
Celem dzisiejszej wycieczki była Kruszwica oraz 3 mosty na nieczynnych liniach kolejowych Orchowo-Mogilno oraz Mogilno-Kruszwica.
Okazało się że w wycieczce uczestniczyć będzie 10-osobowa grupa bikerów :) Najpierw przez Skorzęcińskie Lasy ruszyliśmy w stronę pierwszej atrakcji dzisiejszego wyjazdu - mostu kolejowego w Marcinkowie. Docieramy na miejsce przez Kinno, Słowikowo oraz po zarośniętych chaszczami torach kolejowych.
Powrót przez Wylatowo, Popielewo, Zieleń, Piaski, gdzie rozstajemy się z Uzielem, Bobiko oraz Jubilatem i pozostałą częścią ekipy jedziemy do Gniezna. Na koniec wizyta w Piotrze i Pawle, odprowadzenie Sebka pod miejsce pracy i do domu.