Czwarty dzień przywitał nas piękną, słoneczną pogodą zachęcającą do jazdy. Pierwszy etap wiódł z Ustki do Rowów. Za Rowami czekał na nas Słowiński Park Narodowy. Zakupiliśmy bilety wstępu i trasą R10 wytyczoną przez obszar Parku ruszyliśmy przed siebie.
Trasa przez park dla rowerów obładowanych sakwami była dość wymagająca, niemniej jednak tereny były bardzo malownicze. Trasa poprowadzona z dala od cywilizacji pozwalała napawać się naturą :) W dodatku tereny nadmorskie wcale nie są takie płaskie jak mogłoby się wydawać. Co rusz mieliśmy do czynienia z podjazdami. Po dojechaniu do Łeby udaliśmy się na przerwę obiadową.
Za Łebą postanowiliśmy ominąć piaszczysty fragment trasy R10 biegnący mierzeją między Jeziorem Sarbsko a Bałtykiem. Wybraliśmy alternatywną trasę, która okazała się także dość wymagająca. W dodatku zaczął się typowy Kaszubski, pagórkowaty krajobraz - czyli podjazdy i zjazdy (mam wrażenie, że tych drugich było znacznie mniej :) ). Ostatni fragment dzisiejszego dnia - do Dębek pokonaliśmy już drogą wojewódzką, zahaczając pod drodze o Jezioro Żarnowieckie. Nad tym jeziorem miała powstać elektrownia jądrowa, jednak budowę przerwano w 1990 roku. Obecnie znajduje się tam największa w kraju elektrownia szczytowo-pompowa.
Do Dębek czekał nas całkiem długi zjazd. Sprawnie poszukaliśmy pole namiotowe, rozbiliśmy obóz i można było spokojnie wypić piwo po wyczerpującym dniu :)
Poranek trzeciego dnia przywitał nas solidnym deszczem i burzą. Dla Pana Jurka i Mateusza poranek był jeszcze gorszy, gdyż zalało im namiot :( Przez przeciągającą się fatalną pogodę wyjazd opóźnił się o ponad 4 godziny i dopiero po 12 byliśmy w stanie ruszać. Założyliśmy sobie, że dziś ograniczamy do minimum zwiedzanie i skupiamy się na jeździe. Na początek jedziemy terenowym odcinkiem R10 w stronę Mielna. Po drodze przejeżdżamy m.in. przez Gąski, Sarbinowo, Chłopy. Miejscowości te nie robią na mnie zbyt dużego wrażenia. Kupa ludzi i stragany jak na odpuście. W dodatku zauważam, że między miejscowościami, mimo bardzo dużego ruchu i całkiem sporych wpływów z ruchu turystycznego władze gminy nie są w stanie nawet położyć jakiejś sensownej nawierzchni, tylko trzeba się bujać po piaszczystych wertepach. Jako użytkownikowi roweru MTB taki stan rzeczy mi nie przeszkadza, no ale jednak trochę głupio tak.
Mijamy Mielno i kierujemy się mierzeją między Jeziorem Jamno a Morzem Bałtyckim w stronę Łaz.
Za Łazami rywalizujemy non-stop z niemieckimi sakwowiczami, którzy mimo że jadą wolniej od nas, wyprzedzają nas podczas przymusowych przerw. Po drodze Mateusz łapie gumę. Później jedziemy niemal bez przerw. Mijamy Darłowo, sprytnie omijamy ścieżkę rowerową z Darłówka na Wicie, która przysporzyła trudności niejednemu rowerzyście. Do Wici (Wić?) dojeżdżamy inną drogą i dalej wzdłuż morza do Jarosławca.
Następnie musimy okrążyć poligon wojskowy w Wicku. Przejeżdżamy więc przez liczne wioski, wjeżdżamy do województwa pomorskiego i dajemy naprzód, na Ustkę!
Przed zachodem słońca docieramy do Ustki. Sprawnie znajdujemy pole namiotowe, należące do Ośrodka Sportu i Rekreacji, rozbijamy obóz i idziemy na miasto wrzucić coś na ząb. Dostałem tortillę z tak piekielnie ostrym sosem, że dosłownie czułem jak płonę :D Wizyta na plaży i powrót na kemping.
Pierwsza noc na polu namiotowym przebiegła bardzo spokojnie. Przed siódmą pobudka, śniadanie, szybkie pakowanie obozu i punkt ósma możemy wyruszać w dalszą trasę. Za Międzyzdrojami, po wjeździe do Wolińskiego Parku Narodowego czekało na nas pokonanie blisko 100-metrowej różnicy wysokości. Malowniczą, krętą, leśną drogą, przypominającą nieco drogi w górach, pniemy się raz w górę, raz w dół. Pierwszą krótką, przerwę robimy na plaży w Międzywodziu.
Następna przerwa w Rewalu. Najpierw obiad w barze koło morza, później smażing i plażing na plaży, tyle że jak na złość zaszło słońce :(
Po dość długiej przerwie ruszyliśmy dalej. Kolejne miejscowości - Niechorze, Pogorzelica mijały błyskawicznie. Za Pogorzelicą przetestowaliśmy oddaną całkiem niedawno do użytku trasę rowerową Pogorzelica-Mrzeżyno, biegnącą w dużej mierze po kocich łbach wzdłuż terenów wojskowych. Po drodze odnalazłem to czego poszukiwałem - fragment plaży kompletnie bez ludzi :)
Dźwirzyno, Grzybowo i jesteśmy w Kołobrzegu. Tam dopiero przydaje się mój GPS. Ścieżek rowerowych i samych rowerzystów zatrzęsienie. Udaje się nam dojechać do chyba najbardziej malowniczego fragmentu R10, biegnącego nad samym morzem. W dodatku ten blask słońca dodaje niesamowitego uroku.
Tam też przerwa na jakiś deser. Przy budce z lodami/goframi niezła akcja w wykonaniu Pana Jurka. Wywiązała się taka rozmowa, z panią lodziarką :P że dosłownie nie mogliśmy ze śmiechu. Jakiego loda? Okrągłego! No i wszystkie po kolei, na rękę :D :D
Pomysł postał spontanicznie. A może by tak pojeździć nocą? Kubie, Dawidowi i Piotrkowi przypasowało więc jedziemy. Celem było Mogilno z tamtejszą podświetloną fontanną oraz wieża widokowa na Wale Wydartowskim w Dusznie. O 23.00 zbiórka na "Wenecji" i ruszamy. Noc ciepła, prawie bezwietrzna, więc jechało się wybornie. Na początek śmignęliśmy na Dębówiec, a później lasami na Gołąbki. Ruch na drogach od Dębówca absolutnie zerowy. Po drodze jak zwykle kupa śmiechu :)
Dalej pojechaliśmy asfaltem przez las na Gąsawkę, a na skrzyżowaniu w Drewnie ruszyliśmy już drogą na Mogilno przez Wieniec. Na rogatkach Mogilna wstępujemy na stację, w celu zakupu jakichś energetyków czy baterii do lampek :)
W Mogilnie jedziemy najpierw pod fontannę w parku.
Później było wielkie szukanie jakiegoś sklepu całodobowego w celu zakupu czegoś do picia. Kuba korzystając z okazji zapytał się nawet panów Policjantów czy jest w pobliżu jakaś Żabka :) Żabki nie było, był za to inny sklep. Po załatwieniu co trzeba obraliśmy cel Duszno. Droga typowo terenowa i przez Wyrobki oraz Izdby docieramy na miejsce.
Do wschodu słońca jeszcze kupa czasu, więc co robić? Można się na przykład zdrzemnąć :)
Gdy zaczęło się przejaśniać stwierdziliśmy, że ze wschodu słońca wyjdą nici, bo na niebie były chmury. Zdecydowaliśmy się więc na powrót. Najpierw rześki zjazd z Wydartowa, później Kierzkowo, Niewolno no i Trzemeszno, gdzie na stacji chcieliśmy zatankować jakąś kawę. Niestety jak na złość mieli jakąś przerwę techniczną. Potem przez Święte, Wymysłowo...
oraz Lubochnię do Gniezna. Standardowo jedziemy na tory na Dalkach, ale okazało się że do setki jeszcze parę kilometrów brakuje, więc z Kubą pojechaliśmy jeszcze odwieźć Dawida do Mnichowa. Potem przez Pustachowę do domu.
Coś tam od dawna Dawid wspominał o Dziewiczej Górze, że mu się śni po nocach zjazd killerem i generalnie się nakręcił na szalone zjazdy stamtąd. Dziś wyjazd doszedł do skutku i przed południem wyjechaliśmy. Różne były opcje dojazdu, ale ostatecznie wyszło, że pojechaliśmy najpierw do Kiszkowa, przy okazji weszliśmy sobie na wieżę widokową przy kiszkowskich stawach.
W Kiszkowie wstąpiliśmy też do Biedronki. Dalej Dąbrówka Kościelna. Nie wziąłem dziś ze sobą GPSa, na szczęście cały dojazd na Dziewiczą przez Puszczę Zielonkę miałem jeszcze w pamięci po ostatnim wypadzie 2,5 tygodnia temu. Tak więc jadąc leśnymi duktami, w błogiej ciszy, prawie bez cywilizacji znaleźliśmy się w jakiś czas potem na górze.
Było parę zjazdów killerem, parę podjazdów szutrem i ścieżką od parkingu, natomiast podjazd killerem nie wyszedł. Nie wiem czy jesteśmy tacy ciency, czy było za dużo piachu, czy opony nie te, ale za każdym razem w połowie koła mi buksowały i stawałem w miejscu. W każdym razie troszkę tam poszaleliśmy, by później już spokojnie udać się w drogę powrotną. Powrót minął oczywiście przez Wierzonkę, dalej przez las wyjechaliśmy na starą DK5 koło Uzarzewa, po czym skręciliśmy na Barcinek, by potem dotrzeć nad Jezioro Kowalskie.
Micor jakoś odszukał singielek nad jeziorem i ruszyliśmy, mijając po drodze na przykład dwóch gołodupych płci męskiej :D, później fajnymi korzenistymi zjazdami i podjazdami, ostrymi, szybkimi zakrętami dotarliśmy na skarpę.
Ujechaliśmy kawałek i Dawid stwierdził brak powietrza w tylnym kole, no ale jak widać humor cały czas dopisywał :D
Następnie DK5 dojechaliśmy do Pobiedzisk, gdzie na tamtejszej stacji Micor chciał skorzystać z usług kompresora. Przy okazji zaczął nas ścigać jakiś obładowany torbami podróżnymi i plecakami koleś na skrzypiącym trekkingu. Najpierw, gdy jechał wolno wyprzedziliśmy go, później dostał jakiegoś niespotykanego powera i nas wyprzedził. Gdy zauważył, że go nie gonimy, zawrócił. Chwilę potem patrzymy i znów jedzie w naszym kierunku. WTF? Podjechaliśmy pod stację, a tam kompresora nie ma, więc pojechaliśmy dalej. Kawałek drogą z Pobiedzisk do Wierzyc, po czym skręciliśmy w szutrową drogę na Bociniec i po jakimś czasie wyjechaliśmy na stacji kolejowej Lednogóra. Dalej do Imielenka, polnymi drogami do Fałkowa, Leśniewa i przez Czerniejewski Las do Pawłowa. W Mnichowie rozstaję się z Micorem i sam przez pola śmigam do Gniezna. Wypad wyszedł ogólnie zajebisty, choć pod koniec troszkę nam prąd odcięło, przez żywnościowe braki, no ale cały czas działo się coś śmiesznego i nudno nie było :)
Jakiś czas temu Dawid zaproponował tradycyjny, rokroczny objazd Jeziora Powidzkiego. Udało się dziś zebrać większą ekipę i w godzinach popołudniowych wyruszyliśmy. Fotek z mojej strony dziś zbyt dużo nie będzie, gdyż miałem kompletny brak weny do fotografowania i większość czasu aparat przeleżał w plecaku. W każdym razie za punkt rozpoczęcia objazdu Jeziora Powidzkiego został przez nas wybrany Przybrodzin. Dojazd przez Krzyżówkę, Gaj, Piłkę, Wylatkowo. Skorzęcińskie lasy, słynące z zapiaszczonych leśnych duktów, po ostatnich opadach są w całkiem niezłym stanie, dlatego można było czasem troszkę przyśpieszyć :) Z Przybrodzina pojechaliśmy do Powidza, gdzie na rynku zrobiliśmy tradycyjną przerwę na lody. Następnie rozkopanym singielkiem (jakieś prace koparkami były prowadzone) wzdłuż jeziora z Łazienek pojechaliśmy na "Dziką Plażę". Koło domków letniskowych Z Micorem postanowiliśmy podjechać na stromą skarpę z korzeniami. Całkiem fajny, techniczny podjazd nawiasem mówiąc :) Dalszy objazd Jeziora przebiegł przez Polanowo i Kochowo do Giewartowa. Stamtąd do Kosewa, gdzie na plaży zrobiliśmy przerwę.
Następnie szutrami i piachami przez Lipnicę i Skrzynkę...
Dojeżdżamy do Anastazewa. Przy okazji wykręcamy na tamtejszą plażę nad Jeziorem Powidzkim.
Woda prawie jak w Jeziorze Budzisławskim.
Przez Ostrowo docieramy z powrotem do Przybrodzina i dalej kierujemy się na Wylatkowo. Postanawiamy zahaczyć jeszcze o Skorzęcin. W tym celu wykorzystujemy oczywiście mostek-skrót przez zarośniętą zatokę Jeziora Niedzięgiel. W Skoju mimo powszedniego dnia na promenadzie tłumy ludzi. Strach pomyśleć co tu się dzieje w weekend. Plaża na szczęście ze względu na późniejszą porę opustoszała...
Ze Skoja powrót ponownie przez Gaj, Krzyżówkę. Jeszcze runda honorowa przez miasto, "Wenecję" i przy torach kolejowych każdy rozjeżdża się w swoje strony.
Jakiś czas temu Micor znalazł info, że w naszej okolicy odbywać się będą Mistrzostwa Polski XC. Chętnych na wyjazd było więcej, ale z różnych przyczyn w niedzielę wyruszyliśmy w okrojonym składzie. Najpierw z Micorem pojechałem do Wrześni, gdzie dołączył do nas Bobiko. Następnie wspólnie jedziemy w kierunku Żerkowa. Po drodze mijamy Miłosław, gdzie znajduje się mój ulubiony browar - Fortuna.
Dalej do Czeszewa, na przeprawę promową przez Wartę.
Terenem przez Czeszewski las szybko docieramy do Wału Żerkowskiego i samego Żerkowa. Przed torem XC spotykamy JPbike'a oraz Drogbasa. Fragmentem toru XC wjeżdżamy pod samą wieżę skąd rozpościera się fajny widok na teren dzisiejszych zmagań zawodniczek i zawodników. Po jakimś czasie dołącza do nas także Mikadarek.
Pierwsza elita kobiet, z Mają Włoszczowską na czele.
Kamienna rzeź :)
Szalony drwal :)
Następnie wystartowała elita mężczyzn.
A ten co tutaj robi? :D
Chyba przeciera szlak Markowi Konwie.
Przed 18.00 ruszamy w drogę powrotną. Punkt widokowy w okolicy Łysej Góry.
Przez Śmiełów, Pyzdry docieramy w okolice Wrześni, gdzie rozstajemy się z Bobiko. Razem z Micorem jedziemy do Gniezna. Po całodniowym przebywaniu na słońcu w upale jakoś nie chce się jechać, no ale powolutku dojeżdżamy na miejsce. Dzięki za miło spędzony dzień ;)
Rano dostałem SMSa od Bobiko z propozycją wyjazdu do Wapna. Planowałem w tym dniu również jakąś dłuższą traskę, więc zgadałem się na wspólny wyjazd. Po 11 w okolicy domu spotkałem się z jadącym od Wrześni Bobiko oraz Uzielem75 i ruszyliśmy wspólnie na północ :D
Najpierw do Mieleszyna, potem do Janowca Wielkopolskiego, który umiejscowiony jest w Kujawsko-Pomorskim :P
Uziel75 i Bobiko na rynku w Janowcu Wielkopolskim.
Następnie przez Damasławek do Wapna, gdzie byłem już tydzień wcześniej podczas powrotu z Chodzieży.
Budynki kopalni.
Powrót przez Paryż do Rogowa :)
Park Dinozaurów w Rogowie.
Z Rogowa do Rzymu.
W Kowalewie przerwa nad Jeziorem Kowalewskim.
Następnie przez Mielno, Gościeszyn...
Krajobraz Pałuk.
...Gołąbki do Trzemeszna, gdzie robimy przerwę na ciepłe jedzenie. Między Trzemesznem, a Witkowem żegnam się z Bobiko i Uzielem i ruszam najkrótszą możliwą drogą do Gniezna.
Wyjechałem rowerem bez konkretnego celu. Dojeżdżając do rogatek miasta myślałem już o Skorzęcinie, aż w głowie zaświtała mi myśl... a może Wenecja? :) Rowerem nie byłem tam już kupę czasu. Myśli przeszły szybko w czyny i po chwili mknąłem już w dobrze znanym kierunku na Jastrzębowo i Gołąbki. Nie będę wymieniać wszystkich wiosek po drodze, w każdym razie jadąc prosto przed siebie, z korzystnym wiatrem szybko znalazłem się już w Gąsawie, skąd już rzut beretem do znanemu wszystkim Biskupina. Tam dziś tylko jedna fotka.
Kręcę dalej i dojeżdżam do celu dzisiejszej wycieczki.
Na dzień dobry przepuszczam pociąg (film można obejrzeć w Full HD).
Rzut okiem na ruiny zamku, gdzie Wenecki Diabeł straszy :)
Obok znajduje się Muzeum Kolei Wąskotorowej.
Stacja kolejki kursującej na trasie Gąsawa-Żnin.
Mały podjazd.
Powrót wyznaczyłem sobie przez Chomiążę Szlachęcką i Gąsawkę. Po drodze mijam młyn wodny.
Panorama Chomiąży Szlacheckiej.
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Chomiąży Szlacheckiej.
Jezioro Oćwieckie w Gąsawce.
Nowy asfalt z Gąsawki do Gołąbek.
W Gołąbkach wreszcie ruszył sezon. Cały sprzęt wodny został zainstalowany na plaży, a nad bezpieczeństwem kąpiacych czuwa ratownik.
Dawno nie jeździłem po Puszczy Zielonce, więc korzystając z możliwości jazdy w grupie wybraliśmy się dziś właśnie w tamte rejony, robiąc mały objazd śródleśnych miejscowości. Najpierw szosą do Kiszkowa. Bocian w Owieczkach.
W Kiszkowie krótka przerwa przy obszarze Natura 2000 "Stawy Kiszkowskie".
Parę kilometrów asfaltem i jesteśmy w Dąbrówce Kościelnej.
Następnie zalesionymi terenami Puszczy Zielonki docieramy do osady Zielonka.
Leśnymi duktami.
Nieopodal Mielna Pan Jurek postanawia wrócić do domu z powodu nasilającego się bólu nogi. Dalszą trasę pokonuję razem z Mateuszem. Jedziemy na Dziewiczą Górę.
Słynny "killer" :)
Wyjeżdżamy z lasu w Kicinie i dalej jedziemy przez Mielno i Wierzonkę. W Karłowicach odbijamy w prawo na Kowalskie. Jezioro Kowalskie.
Tama na Jeziorze Kowalskim w Jerzykowie.
Dalsza trasa biegnie terenem przez obszar Parku Krajobrazowego Promno i dalej wzdłuż S5 do Gniezna. Od pewnego momentu zaczynały nas otaczać ciemne chmury burzowe. Całą drogę mieliśmy jednak jakieś niebywałe szczęście gdyż deszcz zawsze przechodził albo przed nami albo gdzieś z boku. Mimo to trochę przemokliśmy, gdyż asfalt świeżo po ulewie był nasiąknięty wodą, która chlapała na nas spod kół. Dopiero w Gnieźnie, z 3km przed domem dogoniła mnie burzowa chmura, ale jakoś udało się dojechać przy umiarkowanym opadzie.